Zawsze wydawało mi się, że osoby zatrudnione na stanowiskach specjalistycznych w zakładach produkcyjnych są typowymi inżynierami, którzy nie widzą świata poza swoją pracą i obowiązkami zawodowymi. Taki specjalista był dla mnie niczym informatyk – zamknięty w sobie, aspołeczny i nieco dziwaczny. Moje nastawienie do pracowników hal produkcyjnych zmieniło się z chwilą, gdy na jednym z bankietów wydawanych przez mieszczącą się niedaleko mojego miejsca zamieszkania galerię sztuki, spotkałam Grzegorza, pracującego jako specjalista ds. utrzymania ruchu Szczecin.
Grzegorz ze swoim otwartym na sztukę umysłem spodobał mi się od razu. Na początku podejrzewałam, że jest jakimś prawnikiem lub handlowcem, dlatego gdy dowiedziałam się, że pracuje w zakładzie produkcyjnym byłam szczerze zdziwiona, jednak nie na tyle, by dać to po sobie poznać. Mam na tyle dużo instynktu zachowawczego, by nie kłapać nic nieodpowiedniego dziobem i nie wygłaszać na forum opinii, za które z miejsca mogę zostać znielubiana.
Przyznam, że pierwszy raz zdarzyło mi się poznać kogoś, kogo praca byłaby tak zupełnie różna od jego zainteresowań i to zapewne wzbudziło moje zainteresowanie. Chciałam bliżej poznać tego pełnego sprzeczności człowieka, choć bałam się otwarcie zaproponować mu wspólną kolację. To mężczyzna powinien zrobić pierwszy krok, nie kobieta, i jakkolwiek otwarta i nowoczesna bym nie była, tak to przekonanie pozostanie we mnie niezmienne. Na szczęście Grzegorz chyba myślał podobnie jak ja, bo po bankiecie zaprosił mnie na drinka na mieście.